sobota, 25 czerwca 2011

A czas sobie płynie...

Sporo czasu upłynęło od ostatniego posta czy też powinno się pisać postu? Hmm... No nie ważne. II semestr był nieco zakręcony lub raczej ja byłam nieźle zakręcona... I tak zakończyłam pierwszy rok w LO. Nie jestem do końca zadowolona z moich wyników w nauce ale co poradzić skoro cały( no dobra prawie cały) rok myślałam o wymianie. Na zakończeniu mimo, że to moi znajomi się deklarowali iż uronią łzę to jednak ja byłam osobą pociągającą nosem i wycierającą łzy. Kiedy odbierałam świadectwo dotarło do mnie ,że już w takim składzie się nie spotkamy...
Był też niezapomniany weekend w Wiktorowie. Zjazd dla wymieńców i rodziców. 3 dni w gronie osób, które po roku za granicą znowu się spotkają i ponarzekają jak im dobrze tam było ale się skończyło. A może narzekań nie będzie? Kto wie... Kiedy się słyszy,że ktoś przechodzi przez ten sam stres to od razu nam cieplej na sercu.
"Poznałam" też swoją pierwszą rodzinę. Pierwszego emaila otworzyłam na infie w szkole. Ręce drżały mi jak szalone, serce waliło tak ,że omal nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Czytałam a raczej chłonęłam to co zobaczyłam na ekranie. I w ten oto sposób poznałam pierwszą rodzinę przez cały dzień chodziłam jak po ecstasy z ogromniastym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Teraz czeka mnie wizyta w konsulacie, próby spakowania się, kupowanie prezentów dla rodzin, nadrabiane zaległości w czytaniu książek, oglądaniu filmów i seriali (no co ? trochę rozrywki  też mi się należy ;P) oraz nerwy przed tak długim lotem oraz obawa,że z mojego wymarzonego 36 zrobi się 45 albo jeszcze gorzej...
Tak więc pozostaje mi zacząć odliczanie i cieszyć się chwilami spędzonymi w moim zapyziałym mieście, za którym i tak będę tęsknić... O ironio...