niedziela, 27 listopada 2011

Bo "czy" do dobra cyfra!

Po pierwsze jestem tu już ponad 3 miesiące, po drugie Święto Dziękczynienia, po trzecie Czarny Piątek.
Wypada zacząć po kolei. Jestem tu już ponad 3 miesiące i z tego co wiem po tych trzech miesiącach ludzie przeżywają mały kryzys. Bo to aż 3 miesiące bez rodziny i znajomych. Szczerze mówiąc mnie też do dopadło ale w chyba jeden z takich sposobów ,z którymi łatwiej jest walczyć. Mianowicie nie za dobrze sypiam bo mam dość dziwne sny , w których wracam do Polski ale niestety nikt nie chce ze mną rozmawiać... Pewnie ,że boje się reakcji po powrocie ale nie czuje, że nagle ludzie przestaną ze mną rozmawiać... Po trzech miesiącach tu czuję się częścią rodziny,  grupy przyjaciół. Czasem bawi mnie jak zapominają ,że mnie nie było tu pare lat wstecz kiedy wspominają jakieś wydarzenia. Kiedy im o tym przypominam tylko uśmiechają się i twierdzą, że mają uczucie ,że jestem tu znacznie dłużej. Dostałam parę propozycji adopcji tylko po to,żebym nie wyjeżdżała po 11 miesiącach...
Przed Dziękczynieniem wybrałam się z dziewczynami do kina na Przed Świtem (tak to jest kolejna część Zmierzchu. Nie nie jestem niestabilnie emocjonalną nastolatką marzącą o błyszczącym wampirze, ja po prostu lubię się śmiać). Żadna z nas nie jest Twiheart( psychofanki Zmierzchu... Widziałam kilka... Bez kija...to znaczy kołka nie podchodź)ale stwierdziłyśmy ,że może być fajnie. Było. Ujmę to tak: kiedy cztery dziewczyny wpadają do sali pełnej Twiheart'ów to oznacza dużo śmiechu z naszej strony i dużo parskania z ich. Po projekcji zostałyśmy uraczone wkurzonymi spojrzeniami ale było warto. Samo Dziękczynienie jest bardzo rodzinnym świętem. Moje było chyba idealne. Dużo dobrego jedzenia, dużo śmiechu i dużo czasu spędzonego razem. To było jak mini Święta Bożego Narodzenia. A potem Czarny Piątek... Szczerze mówiąc byłam w szoku ,że sklepy są specjalnie otwierane o północy ,żeby ludzie mogli kupić coś taniej. Widziałam ogromne kolejki na własne oczy i nie widziałam sensu w stawaniu bladym świtem ,żeby zostać skopanym przez tabuny kobiet, mężczyzn i dzieci w różnym wieku pędzących na złamanie karku na wyprzedaż. Co prawda dokonałam czarno piątkowego zakupu ale w zaciszu domowym, przez internet.  Teraz rusza Świąteczne Szaleństwo, wszędzie pełno bałwanków, pingwinków, reniferków i innych uroczych rzeczy kojarzących się ze Świętami a tego jest od groma. Ale to jest Ameryka. Tu nigdy nie jest nudno...
Dzisiejszy wieczór spędzę przed telewizorem oglądając premierę nowego sezonu reality show z Kardashianami... Nie mój wybór ale czemu nie przynajmniej pokażą ładną panoramę Nowego Jorku i będę miała szansę pośmiać się razem z moją host siostrą.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Trick and treat, hell week , when you moustache fells out it is time to leave and luck.


Powiedzmy sobie szczerze , no nie miałam czasu pisać. Ostatnie dwa tygodnie były wypełnione przez wszelkiego rodzaju "rozrywki". Najpierw zostałam poproszona o napisanie testów OGT ( celu w tym żadnego nie było ale jak poprosili to napisałam), które trwały przez tydzień od 8.30 do około 10.30( tz. ja kończyłam o 10 , ludzie mieli jeszcze godzinę na napisanie). Oczywiście jak się potem okazało tylko ja , przyzwyczajona ,że jak jest test w sali gimnastycznej to znaczy, że poważna sprawa i nie chciałoby się być w skórze tej osoby co zawali , jako jedyna z wymieńców w mojej szkole potraktowałam to poważnie. Na wypracowaniu dałam z siebie wszystko i starałam się odpowiadać na pytania jak najlepiej mogłam. Przez co byłam wykończona ale jedyne co mi pozostało to wzruszyć ramionami, zacisnąć zęby i iść na lekcje a ,że w Stanach są semestry i kwarty to oczywiście testy musiały być pod koniec kwarty kiedy wszyscy nauczyciele zadają najwięcej prac domowych , projektów itp. Trochę mało spałam w wyżej wspomnianym tygodniu ale dzięki temu dostałam tytuł ucznia miesiąca :) W Piątek - ostatni dzień testów OGT  był ostatni mecz footballu. Mimo ,że rozumiem zasady tej gry jest ona ciągle dla mnie czystą abstrakcją ale trzeba wspierać drużynę ;) Weekend głównie nadrabiałam zaległości w pracy domowej i w niedzielę byłam w kościele posłuchać jak moja host siostra śpiewa. Halloween wypadło w Poniedziałek. Co prawda szkoła zabroniła się przebierać ale widziałam parę osób z nietypowymi akcesoriami lub w całkiem nietypowych strojach. Ja najpierw pomagałam w rozdawaniu słodyczy małym dzieciom, które muszę przyznać były urocze. Potem szybko wskoczyłam w "kostium " i razem z kolega poszliśmy treat and trick. A ponieważ w Lakewood trick or treat zaczyna się o 6 i trwa do 9 i noc była całkiem zimna to około 9 wróciliśmy do domu mojej host rodziny i zjedliśmy kisiel ( dzięki temu ,że moja mama była tak dobra i wysłała). Ameryka nie mogła się nadziwić jak to możliwe ,że galaretka ma taką konsystencje :p Po Halloween ludzie przez 3 dni zajadali się słodyczami z nocnego obchodu. Ja natomiast musiałam przeprowadzić selekcję mojego łupu. Jestem uczulona na orzeszki ziemne czyli tak zwane peanuts a tu większość słodyczy zawiera masło orzechowe...Ale uszczęśliwiłam tym moje host rodzeństwo. We wtorek zaczął się hell week- czyli próby generalne do przedstawienia przy, którym pracowałam jako młodszy scenograf, co prawda moim przydziałem były tylko kostiumy ale tytuł dostałam ^^ I tak we Wtorek i Środę  byłam w szkole od 8.30 do 18.00 ,w Czwartek była premiera a ponieważ zaplanowane było ,że o 8 sie zacznie to ja musiałam być z powrotem w szkole o 18.00 do około 23. ,żeby mieć pewność ,że nic nie zginęło i wszystko jest gotowe na następny dzień. W Piątek wszyscy, którzy w jakiś sposób biorą udział w przedstawieniu mieli na sobie koszulki promujące. W Sobotę o 8.45 rano musiałam się pojawić w Westside Market ,żeby spędzić większość dnia z "wymieńcami". Te dwa miesiące wiele zmieniły! Wszyscy rozwinęli swój angielski i stali się bardziej otwarci. Chyba nikt nie chciał ,żeby ten dzień się kończył ale ja musiałam iść do szkoły na ostatni spektakl. I tak o 16 wróciłam do domu. Miałam ledwie 2 godziny na ogarniecie się , zjedzenie czegoś , spakowanie torby i na jakąś pracę domową. Ponieważ to była ostatnia noc pozwoliłam sobie na nieco nietypowy dodatek do mojego stroju :P Tutaj jest tradycją impreza po przedstawieniu w domu , kogoś z aktorów albo ekipy, tradycją są też nagrody przyznawane przez ucznia ,który pomaga reżyserować sztukę. Było super zabawnie siedzieć przy ognisku ze wszystkimi i śmiać się ze wszystkich wpadek i śmiesznych sytuacji. W Niedziele miałam nareszcie trochę czasu na odespanie i prace domową a o 15 zostałam zaproszona na kolacje z Roatarianami i małżeństwem z Polski, ku mojemu zaskoczeniu okazało się ,że też są z Kielc. I tak wyglądały moje dwa tygodnie. Sporo się działo. Ale chyba taki to już urok bycia wymieńcem.

Prawie jak Don Juan.


Oto co można odnaleźć na zakupach w poszukiwaniu kostiumów.

Oto jak ładnie się podrasowałam w szkolnej gazetce.