niedziela, 2 października 2011

A życie toczy sie dalej...

Ja i Rachel przed Homecoming.
                                        
Arizona.
Od ostatniego posta trochę czasu upłynęło i trochę się wydarzyło.  Zaczął się sezon polowań na wymieńca czyli wyjścia z Rotarianami. Na chwilę obecną byłam tylko na jednej takiej imprezie i był to piknik nad brzegiem jeziora Erie, który był świetny ze względu na pogodę. Tak dla odmiany nie padało... A mówią ,że to Waszyngton jest najbardziej deszczowym stanem. Oswoiłam się jakoś ze szkołą. Ciągle czuje ,że mogę się w niej zgubić ale już znam większość korytarzy. Niestety nadal jestem na niedoczasie co doprowadza czasem do stresowych sytuacji ale jakoś trzeba sobie radzić. W poprzedni weekend było Homecoming. Żałuje ,że w Polsce czegoś takiego nie mamy... Jak dla mnie to impreza lodołamacz. W poniedziałek w szkole co 5 osoba uśmiechała się do mnie i mówiła "hej". Podczas jednego lunch'u moja koleżanka stwierdziła " Ty nawet nie wiesz jak popularna jesteś!" na co ja spojrzałam na nią jak na pacjenta z zakładu zamkniętego. Nawet nie wiedziałam ,że moja postać obrosła legendą bo jestem jedna, która umie się wtopić w amerykański tłum(I nie chodzi tu o nawyki żywieniowe a o język jakim się posługuje) więc większość o mnie słyszała ale mnie nie widziała albo widziała ale nie wie ,że to ja. Więc jak na razie się cieszę,że jeszcze mnie nie rozpoznają. W końcu w tym tygodniu przyszła paczka , którą moi rodzice wysłali mi z małym zapasem czekolady.  Odnalazłam kolejną rzeczy , którą uwielbiam:) Arizone. Czyli zieloną herbatę żeń szeniem i miodem.  Pijam to galonami :P Chyba potrzebowałam miesiąca żeby ułożyć sobie w głowie co i jak tu działa.  Teraz zaczyna się prawdziwa robota, sporo akcji charytatywnych z Rotary, prezentacje w klubach bo sponsorują mnie dwa, i panel dyskusyjny w szkole. Co prawda nie lubię przemawiać publicznie ( dlatego podziwiam Kitę , która jest w DEBATE i na dodatek zajęła 3 miejsce w konkursie !!!).  A propos Kity to miałam ochotę kupić bilet na Alaskę i tam do niej jechać ale powstrzymał mnie fakt ,że nie chcę popsuć jej experience.... A pewnie bym to zrobiła... Więc pewnym krokiem wchodzę w amerykański system z Nosowską w słuchawkach.

2 komentarze:

  1. zgadzam sie z Magda ;)
    a jesli chodzi o Arizone... no coz we mnie ja wrecz wmuszaja;P ale polecam arbuzowa!!! koniecznie sprobuj ;D

    OdpowiedzUsuń